środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 6

Rozdział 6



- Spróbuje ci wszystko wyjaśnić od samego początku. Kiedy będziesz miała wątpliwości pytaj, OK? - spytał Tanadan wciąż wpatrzony w Anię
- Wszystko jasne - wpadała w coraz większe podniecenie tym co zaraz może usłyszeć
- Hmm, więc oprócz TEGO świata istnieje jeszcze inny świat. Jest on tak piękny, że każdy kto go ujrzy czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i nic do szczęścia już mu nie jest potrzebne. Jego serce po kres przepełnia miłość do tej krainy. - tu zamilkł po czym zmienił wątek - Krainą tą niegdyś panowały zwierzęta wspaniałe i dostojne, a zarazem silne i królewskie. 
- Konie?
- Dokładnie, konie. Teraz krainą rządzą jeźdźcy, którzy żyją w zgodzie ze zwierzętami. Może teraz powiem ci trochę o krainie. Otóż została podzielona na dwie cztery części. Kraina Jasności jest tą, z której pochodzę ja. Jest ona najwspanialszą ze wszystkich czterech. Panuję tam jasność i pokój. Rządzi tam królowa Alija i dosiada wspaniałego Victoriusa.
  Królowa zaś miała młodszego brata Gorana, który był bardzo zazdrosny o to, że kraina po śmierci ich ojca przypadnie w udziale jego siostrze. Twierdził, że kobiety nie powinny rządzić, tylko zostawić to mężczyzną. I ojciec ku wielkiemu ubolewaniu patrzył jak rośnie w syny żądza władzy. Pewnego dnia Goran odszedł i nie zostawił po sobie ani śladu. Król zmarł trzy miesiące później.
 Zdesperowany Goran zebrał grupę wygnańców i najgorszych opryszków, podbił z ich pomocą krainę nad którą przejęła władzę jego siostra. Wojna trwała długo lecz w końcu udało się wyprzeć wrogów, ale nie z całej krainy. Osiedlili się oni na wschodnich terenach Krainy jasności tworząc nowe, odrębne państwo Krainę Cienia zwaną także Równiny Zagłady. I oto i druga kraina.
 Trzecią jest Dziki Ląd. Panuje tam dzikie plemię Kanów, lecz o nich wiemy niewiele. Jedyne co nam wiadomo to to, że dosiadają dzikich przodków pierwszych koni.
 Czwarta kraina to Lodowe Pustkowie. Nikt nie zamieszkuje tych przeklętych ziem choć doszły nas słuchy, że ostatnio widziano tam jakiś jeźdźców na karych koniach. Lecz to tylko plotki głoszone przez wędrownych grajków.
 Zauważyłaś już zapewne, że w każdej krainie są jeźdźcy, ale nic nie wspominałem o zwykłych ludziach. Wszelako takich tam nie ma. Do tamtego świata możesz się dostać tylko i wyłącznie jako jeździec. Chyba, że mama chce sprowadzić do krainy swoje dziecko, wtedy robimy wyjątek. 
- Dobrze - Ania siedziała osłupiała, było coś w słowach tego dziwoląga, że musiało być prawdą to co on mówił - ale czemu mi to mówisz?
- Ostatnio pomiędzy Krainą Jasności i cienia panuje stan wojny. Goran coś szykuje, ale nie wiemy kiedy to nastąpi. Otóż w naszej krainie jeźdźcy są nieśmiertelni chyba, że zostaną pokonani w boju. Jesteśmy odporni na starość. Ale gdy wróciłem do waszej krainy znow stałem się śmiertelnikiem. Czas płynie tam inaczej, ale wyjaśnię ci to kiedy indziej. Wracając do tematu. Potrzebujemy nowych jeźdźców Kandydatów, do pomocy w wojnie. Ja jestem nauczycielem i wielu jest moich pobratymców. Naszym zadaniem jest jeździć po tym świecie i szukać Kandydatów. I ty jesteś jednym z nich
- Ale czy szukanie nowych jest aż tak trudne? Ciągle tylko słyszę jak to nowe osoby zaczęły jeździć konno?
- Jest to zadanie bardzo trudne, gdyż nie wystarczy tylko jeździć. Koń i jeździec muszą wybrać siebie nawzajem. Trzeba trafić na konia, który cie wybrał. W twoim przypadku jest to Gamza. Każdy koń marzy by trafić na swojego jeźdźca i pojechać z nim do tamtego świata. Nie ma bowiem rzeczy wspanialszej dla konia niż to. I właśnie ja przyjechałem po to by zabrać ciebie i Gamzę do Krainy Jasności i rozpocząć twój pięcioletni trening na Amazonkę.
- A co z obozem? Co ze szkołom? Co z tym światem i co ze mną jak z tąd odejdę?
- Po twoim odejściu pojawi się tu twój klon. Będzie myślał tak jak ty. Czuł tak jak ty i ogólnie będzie tobą, tylko, że twoja dusza będzie w tamtym świecie. Ale gdy wrócisz z powrotem na Ziemię złoczysz się umysłem z klonem i naprawdę będziesz myślała, że byłaś w dwóch miejscach na raz. To bardzo skoplikowane i nie próbuj tego zrozumieć. Jesteś gotowa pogalopować do tamtej krainy na grzbiecie Gamzy?
- Może się najpierw pożegnam?
- Po co? Ty dalej tu będziesz.
- Możemy jeszcze chwilę poczekać? Dzień, czy dwa?
- Dobrze. Kiedy będziesz gotowa osiodłaj Gamzę i przyjedź w to miejsce. Będę czekał - i z tymi słowami kazał wsiąść Ani na klacz i odjechać z powrotem do stajni.


***huuu gotowe. Namęczyłam się z tym rozdziałem. Mam nadzieję, że się spodobał. Tak Sydney F. Imię Alija=Arya, Goran=Roran i świat może przypomina Eragona, ale sama go wymyśliłam dawnoooo temu. Potem oglądam Eragona i takie Wtf? skąd on wziął pomysł na to? Chyba z mojej głowy. Więc Sydney F dziękuję ci za pomoc wy wymyślaniuimion. Za wszystkie błędy bardzo przepraszam.
 A wy na jakim koniu moglibyście rozpocząć trening? Z jakim koniem czujecie wielką więź?Piszcie w komentarzach. pa!


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 5

Rozdział 5



 Ania wpatrywała się w jeźdźca szeroko otwartymi oczyma. Chciała uciekać lecz nie mogła ruszyć się z miejsca. Maciek zasłonił ręką rażące światło by lepiej przyjrzeć się postaci. Jego barczyste ramiona świadczyły, że jest to mężczyzna. Twarz zakrywał mu cień spowodowany  kapturem, który był częścią peleryny powiewającej na wietrze i łagodnie okalającej zad konia. No właśnie koń. Był on maści gniadej. Pysk miał rysy głębokie i iście królewskie. Gdzieniegdzie szpeciły go tylko mocno widoczne zadrapania. Posturą sprawiał wrażenie konia skokowego.
 - Dzień dobry - Maciek ukłonił się lekko przed nie znajomym - niestety, ale to teren prywatny i nie udostępniamy parkurów do jazdy.
- Nie przyjechałem tu, by korzystać z waszych placów w innym celu tu przyjechałem - Odparł ten głosem dumnym i mocnym - mianowicie po to, by zobaczyć jak jeździ ta oto dziewczynka - i gestem pokazał na Anię.
Maciek spojrzał przerażony na nią i wzrokiem wskazał na mężczyznę, czy go zna. Ta lekko pokiwała w proteście.
- Przepraszam, ale ona jest tu na obozie i jestem za nią odpowiedzialny.
- Chciałem tylko obejrzeć jej jazdę, nic więcej.
- Niestety, ale muszę pana wyprosić, albo wezwę policję.
- I co pan im powie, pan nawet nie zna mojego imienia. Mam na imię Tanadan.
 Maciek otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Ani wydawało się, że jej instruktor wie już kto to jest i zaczęła wpadać w panikę.
- Ania dzisiaj twoją jazdę poprowadzi ten pan - Maciek zwrócił się do niej - osiodłaj Gamzę.
"Czy to jakiś spisek? O co w tym chodzi? Czemu mam mieć jazdę z tym dziwakiem?'' te i inne pytania chodziły po głowie Amazonki. 
 Szybko osiodłała klacz i wyprowadziła ją na plac.
- Dzisiaj nie będziesz jeździć na placu - powiedział siedzący na koniu Tanadan - pojedziesz ze mną w teren.
Ani w ogóle nie podobał się ten pomysł lecz zaufała Maćkowi i wsiadła na kobyłę. Już po chwili kłusowała obok tajemniczego "ktosia" wzdłuż rzeczki. W pewnym momencie gniady koń zatrzymał się, a w ślad za nim koń Ani.
- Tu odpoczniemy, a ja wyjaśnię ci wszystko od...początku.
 Ania czuła, że to co zaraz powie mężczyzna na zawsze i nieodwołalnie zmieni jej życie.


***OK. Wiem, że rozdział taki nijaki, ale powiedziałam sobie "już dawno nic nie napisałaś, weź się wreszcie  do roboty" i jakiś tam sobie rozdział na bazgroliłam. Za jakiekolwiek błędy przepraszam. Niestety nie umiałam wymyślić czegoś lepszego z Anią i tym tajemniczym jeźdźcem. Następny rozdział będzie wszystko wyjaśniał. Myślę, że większość z was już domyśla się co do niektórych rzeczy. Mogę tylko uchylić trochę rąbka tajemnicy, że możliwe iż w następnym rozdziale Ania znajdzie się już w innym świecie. Dzisiaj to tyle i widzimy się w następnym rozdziale kiedy tylko dostanę przypływu pomysłów. Pa!   

środa, 21 sierpnia 2013

Wena

Wena


Siemanko wszystkim! Chciałam was przeprosić za to, że nie było na moim blogu żadnego postu od dłuższego czasu. Niestety, ale nie mam weny jak ładnie i płynnie rozpocząć kolejny rozdział. Ciągle myślę nad tym lecz jak dotąd nie wymyśliłam nic fajnego. Kiedy tylko dostanę przypływu weny od razu coś napiszę. Chciałam także podziękować za 300 wyświetleń. Jesteście wspaniali! Poza tym chciałam się wam pochwalić moim psiakiem Skipperem. Sami odgadnijcie jakiej jest rasy. A wy macie jakiegoś ukochanego potworka? Piszcie w komentarzach. Pa!

niedziela, 18 sierpnia 2013

o.O hmm

1.OK;)Więc jeszcze raz Wielkie dzięki Koniowatej...^^ za promocję mojego bloga.
2.Czy podoba wam się taki wystrój mojego bloga?
4. Nie bójcie się zostawiać komentarzy co mogłabym polepszyć na mojej stronie, żeby było lepiej.
5.  W serii pojawi się nowy bohater, jak mu dać na imię - jest mężczyzna(!) bo do imion to ja głowy nie mam. Ktoś kto czytał Władcę Pierścieni zobaczy duże podobieństwo w imieniu Tonadan i Dunadan(czy jakoś tak) jak mówili na Aragorna o.O

Na razie tyle mmm pa!

Rozdział 4

Rozdział 4



Samotny jeździec galopem pokonywał zielone równiny. Sierść jego izabelowatego konia lśniła w promieniach poranka. Pot perlił się na jego sierści. Nie zważając na to biegł miarowym tempem. 
 Wieczorem jeździec ujrzał przed sobą zabudowania miasta. Jego twarz zalała się uśmiechem, a koń parsknął z radością. Może opiszę wam trochę miasto. Na jego północnej stronie wznosił się mały pałac. Przed nim rozpościerała się ogromna ilość drewnianych domów. Pomiędzy nimi biegło wiele przeróżnych ulic, a każda była tak szeroka, że mogłaby pomieścić czterech jadących obok siebie koni. O tej godzinie na ulicy był wielki tłok od zebranych tam ludzi. Zapomniałam powiedzieć, że była godzina handlowa, o której wszyscy wychodzili na ulicę by coś sobie kupić. Co najważniejsze wszyscy byli na koniach. Całe miasto wznosiło się na pagórku, więc z każdego domu widać było zielone równiny Enedy. Natomiast każdy dom miał wbudowaną mało stajnie, a na obrzeżach miasta widać było parkury do skoków itp. Podłoża były przeróżne zaczynając od trawiastego kończąc na kwarcowym. Tylko bogatsi mieszkańcy miasta posiadali własne place do jazdy. 
 Jeden z ludzi zauważył nadjeżdżającego mężczyznę. Krzyknął coś do pozostałych i wszyscy rozstąpili się na bok by zrobić miejsce dla niego. Więc, mężczyzna przejechał obok tłumu. Wszyscy wskazywali na jego strój królewskiego posłańca, a ci byli bardzo szanowanymi koniarzami w królestwie. 
 Bramy pałacu otworzyły się przed nim. Wjechał szybko do przedpokoju i tam zsiadł z wierzchowca. Rozsiodłał go, a sprzęt oddał jednemu ze służących.
- Zanieście to do mojego pokoju i powieście na wieszakach. Nalejcie wody do wanny i przynieście środki do czyszczenia siodła i ogłowia. A Tytusowi dajcie podwójną porcję siana i owsa. - powiedział po czym skierował się do pomieszczenia tronowego. Koń podążał za nim. Framugi wszystkich drzwi były na tyle wysokie, że z łatwością zmieściłby się w nich koń z jeźdźcem. 
 Na końcu sali stał tron a na nim siedziała królowa . Nie jest to taka królowa, którą zapewne sobie wyobraziliście. Zamiast nie wiadomo jakiej bufiastej sukni miała najzwyczajniejsze bryczesy w kratkę oraz zieloną koszulkę z żartobliwym przekazem ''I'm a king". Ze swoimi podwładnymi była prawie na Ty chyba, że była na służbie, czyli praktycznie zawsze, ale poddani i tak ją uwielbiali. Obok niej na ściółce ze słomy leżał jej koń Victorius. Był dostojnym arabem maści gniadej. Jego mądre spojrzenie stanęło na wchodzącym do sali podwładnym.
- Witam cię Krzysztofie i ciebie również Tytusie. Jakie macie wieści?- Powiedziała królowa spokojnym tonem. Jej koń zarżał dla podkreślenia jej słów.
- Królowo. Widziałem oddział wroga zbliżający się ze wschodniej granicy.
- Ilu ich było? - Jej koń z zaciekawieniem spojrzał na przybysza
- Ok. dwustu, pani. Jakaś jedna piąta była uzbrojona w oszczepy, reszta to miecze i łuki. 
- Dziękuję ci. Możesz odejść - Mężczyzna wraz z koniem pokłonili się i opuścili salę.
"Ja się zaraz wykończę. Nie dość, że za mało u nas Kandydatów to na dodatek jeszcze to?" myślała królowa.
- Pani, Victoriusie - służący pokłonił się przed nimi - obiad na stole.
 Radosny ogier pobiegł do jednego z pomieszczeń z boku sali, a królowa poszła do pomieszczenia po drugiej stronie. 
 Na stole leżał syto przygotowany posiłek. Królowa zasiadła do niego wraz ze swą służbą. W końcu oni też człowiek. Chwilę mówiła coś do nich a potem skinęła ręką, że czas na jedzenie. 
 Władczyni zdążyła zjeść zaledwie parę kęsów potrawki z kurczaka, gdy do sali biesiadnej wparował mężczyzna w czarnej pelerynie.
- Czas narad właśnie się skończył - zbyła go królowa nawet na niego nie patrząc
- Dla mnie nie znajdziesz czasu królowo? - spytał nieznajomy 
- Tanadan? - królowa dopiero podniosła wzrok - jak się cieszę, że jesteś. Wstała od stołu i rzuciła się mu na szyję. Złapała go za rękę po czym poszła do pomieszczenia obok. Zamknęła drzwi i odwróciła się do chłopaka. 
- Co słychać?
- źle się dzieje w naszej krainie, a ty pytasz co słychać? - spytał zdziwiony
- Mam na myśli co u ciebie idioto. - To ostatnie było oczywiście żartobliwie 
- Więc wszystko dobrze, yyy chyba. Znalazłem nową Kandydatkę. Widzę w niej duży potencjał na amazonkę. Podobnie klacz, która ja wybrała skrywa w sobie wielką moc. Przychodzę z prośba o pozwolenie. Czy mógłbym być ich jej nauczycielem?
- Przyda nam się nowa pomoc, a jeżeli ty chcesz być jej mentorem to ta dziewczyna musi być naprawdę potężna. Dobrze, niech tak będzie zacznij ją uczyć najszybciej jak to jest tylko możliwe. - Powiedziała królowa. Wtedy Tanadan wyszedł i udał się po swojego konia. 
Chciał wyruszyć jak najszybciej. 




***OK. To taki trochę zagadkowy rozdział. Wedługmnie na pól się udał , a na drugie pół nie. Może niektóre( chyba że czyta mnie jakiś chłopak to niektórzy) z was się domyślili kim jest ten zagadkowy jeździec na gniadym koniu z poprzednich rozdziałów . Chciałam przytrzymać was trochę w napięciu(hahaha) co dzieje się z Anią itp. Może rozdział trudny do zrozumienia bo pojawia się inna kraina inne postacie, ale wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale. Więc do jutra chyba, że się spręże to następny rozdział pojawi się jeszcze dzisiaj wieczorem o.O, ale nic nie obiecuję. Hmmm niedługo moja zakładka o bohaterach opowiadania się zapełni, na razie szukam zdjęć. Ok no to chyba tyle. Cześć i pa;D

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 3

Rozdział 3



Promienie słońca.Las. Uśmiechnięta twarz.
Jeździec na koniu.Karym lub gniadym.
Głosy. Głosy wszędzie.
"Już czas"

***

 - Ania! Ania, słyszysz mnie? - Maciek pochylał się nad dziewczyną - Ania, Ania!
 - Gdzie, gdzie jest....Gamz...za? 
- Ania dzięki Bogu już myślałem, że do szpitala trzeba będzie jechać. Nic Ci nie jest?
- N..nie, po prostu ciężko s..ię od...dycha. - Każde słowo sprawiało jej ból.
- Plecy Cię bolą?
- Ttroche - a potem znów zapadła w sen.
Maciek czym prędzej wyjął z kieszeni telefon. Zadzwonił do stajennego by przyszedł po konia, a sam wziął dziewczynę na ręce i poszedł z nią do domu. Dziwne, Gamza od razu po nieudanym skoku wróciła do nieprzytomnej Ani. Kiedy przyszedł stajenny złapał ją za ogłowie i poprowadził do stajni. Klacz była spięta i zaczęła stawać dęba. "Dziwne, nigdy się tak nie zachowywała" pomyślał Maciek widząc całe zamieszanie z koniem. Nie marnując czasu poszedł do domu. Ułożył amazonkę na łóżku i otulił ją kocami. Gdy to zrobił zadzwonił do swojego zaufanego lekarza. Ten słysząc o całym zajściu obiecał, że przyjedzie jak najszybciej.
- Trzymaj się, pomoc już w drodze. 
 Lekarz przyjechał godzinę później. Po obejrzeniu pacjenta podszedł do Maćka.
- Nie doszło do żadnych trwałych uszkodzeń. Mała miała dużo szczęścia, że nie upadła na głowę. Nie mogę nic zaradzić w tej sytuacji. Po prostu jest mocno poturbowana. No nic obserwuj, czy nic jej się nie pogarsza i jak coś by się stało to dzwoń. - po tych słowach spakował wszystkie swoje rzeczy i pojechał.


***
- Maciek, kiedy mi w końcu pozwolisz pojeździć? - Ania była znudzona już tym, że instruktor od dwóch dni nie pozwolił jej wsiąść na żadnego konia
- A tak bardzo chcesz?
- Najbardziej w świecie.
- Hmm - chwilę się zastanawiał - Nie dasz mi spokoju jeżeli powiem, że nie?
- Wtedy się obrażę - zrobiła udawaną obrażoną minę
- No dobrze. Jakiego konia chcesz? 
- Gamzę - Maćka bardzo zdziwiła ta odpowiedź. Mało jaka osoba chciała ponownie wsiąść na konia, z którego tak boleśnie się spadło
- Zgoda
I w tym momencie przed stajnię wjechał jeździec na gniadym koniu. Ania od razu go poznała. To był on.




***OK, to taki tam rozdział. Osobiście mi wydaję się taki se, ale to do was należy ocena. Piszcie w komentarzach co mogłabym zrobić, aby było lepiej. Zapomniałam Wam napisać, że opowiadanie te piszę z Chorwacji. Dlatego mam wenę do pisania i najprawdopodobniej opowiadania będą się pojawiać codziennie. I teraz najważniejsze: chciałam podziękować Koniowatej...^^ za wypromowanie mojego bloga. Jestem Ci niezmiernie wdzięczna. I chciałam podziękować Wam, którzy za jej sprawom mnie odkryli. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jak najdłużej. Pa!!!


piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 2

 Rozdział 2



- Dziś jeździsz na Gamzie - powiedział Maciek mój instruktor od jazdy.
- A która to? - spytała Ania
- Ten bułany kucyk polski. - odparł po czym dodał - jest bardzo spokojna więc nie powinnaś mieć żadnych problemów z nią.
- Myślę, że dam radę -"mam nadzieję" pomyślała
- Zacznij ją czyścić, a w między czasie powiesz mi co już potrafisz, OK? 
- OK - wzięłam do ręki szczotki i zaczęłam czyścić Gamzę - No więc umiem anglezować w kłusie i jechać półsiadem. Do tego drążki no i zaczęłam galop na ląży. Nie skakałam, ale wiem co zrobić by skok się udał.
- Hmmm, nie najgorzej - Maciek podrapał się po brodzie. - Dziś pojeździsz sama na placu, ale bez galopu!
 Gamza była już wyczyszczona i gotowa do jazdy podobnie Ania. Dziś ubrała się w swój strój do jazdy konnej. Niedawno kupione czarne bryczesy, czarne rękawiczki, czarne sztyblety, czarne czapsy, czarny kask i czarny palcat dobrze się prezentowały. Ahhhh jak Ania uwielbiała czarny kolor. Wracając, dziewczyna wsiadła na klacz przed stajnią i ruszyła na plac. Obok niej podążał instruktor. Ania chwilę stępowała po czym krótka komenda kłus wystarczyła jej by nacisnąć łydkami boki konia. Nigdy nie czuła się tak wspaniale jak w tej jednej chwili. Miała wrażenie jakby Gamza była dla niej stworzona. Idealnie wczuła się w rytm konia.
 - Dobrze, bardzo dobrze. A teraz kłus ćwiczebny.
I to także wyszło amazonce dobrze. 
- OK, przerwa. - Maciek był bardzo zadowolony z uczennicy"czy ona mi mówiła, że nie umie jeździć za dobrze?"
 Ania wyjęła nogi ze strzemion, by porobić nimi małe kółka do przody i do tyłu. I stało się to wtedy. Na obrzeżach lasu Ania zobaczyła jeźdźca na karym albo gniadym koniu. Ciężko stwierdzić z takiej odległości. Dziewczyna poczuła chłodne powietrze. Jeździec był daleko lecz Ania wiedziała, że patrzy się prosto na nią, potem zrobił jakiś gest ręką i Gamza zaczęła biec w jego kierunku. Warto zaznaczyć, że plac był ogrodzony pastuchem. Kobyła jednak dalej parła do przodu prosto na ogrodzenie. Ania próbowała ją zatrzymać lecz ta tylko przeszła do galopu. Ania chciała krzyczeć, ale nie mogła jakby ktoś zatkał jej usta. Koń był coraz bliżej ogrodzenia aż w końcu stało się nieuniknione - Gamza przeskoczyła taśmę. Ania próbowała utrzymać się w siodle, ale był to jej pierwszy skok, a do tego wysokości metra. Dziewczynka upadła na ziemię plecami. Przez chwilę jakby nie mogła się poruszyć, a potem wszystko pociemniało i Ania usunęła się w sen.



***Ok, tak fajnie mi się pisze, że aż nie mogę przestać. Dziękuje Koniowatej za inspirację i za to, że pokazuje, że jest. Ale wy też dajcie znak, że wam się podoba to co piszę. Gwarantuje, że akcja z rozdziału na rozdział będzie rosnąć gdyż mam już pomysł na kolejnych parę rozdziałów. Jeżeli nie chce wam się pisać komentarza to chociaż zaznaczcie coś w REAKCJI, proszę!


Rozdział 1

Rozdział 1 - Trzy miesiące później


 Kap, kap, kap. Ania słuchała jak ostatnie krople deszczu uderzają o parapet. Dla niej było to jak muzyka natury, muzyka deszczu.
 Dziewczyna siedziała na łóżku z książką na kolanach, ale już jej nie czytała. Była to z lekka dziwna osoba. Jej kasztanowe włosy opadały kaskadami na ramiona. Promienna twarz stała się jej wizytówką, gdyż rzadko widywaną ją smutną. Oczy duże, niebieskie wskazywały na wielką inteligencje i ciekawość świata.
Wbrew pozorom Ania nie miała przyjaciół w szkole, czy gdzie indziej. Jej jedynymi przyjaciółmi były konie i jej pies. Można jeszcze do tego grona zaliczyć Zuzię, która chodziła z nią na basen.
 Ania miała dziś szczególnie dobry humor, ponieważ miała pojechać do swojej ulubionej stajni na trzy tygodnie.
- Aniu, choć już chyba że, nie chcesz jechać? - zawołała dziewczynę mama
- Już idę!- krzyknęła po czym zbiegła szybko po schodach.
- Wzięłaś swój strój do jazdy konnej? - spytała mama
- Ohh, mamo o tym to bym na pewno nie zapomniała - zaśmiała się i szybko wskoczyła do samochodu.
Pojazd opuścił podjazd i wjechał na drogę. Podróż trwała pół godziny. Kiedy dojechały Ania zabrała swoje bagaże do pokoju nad stajnią, a potem poszła pożegnać się z mamą.
- Uważaj na siebie kochanie - powiedziała zatroskana
- Dobrze mamusiu - pocałowała mamę w policzek
- Pa - i odjechała
Ania jeszcze chwile stała i patrzyła na oddalający się pojazd. Potem poszła do stajni.
-Zaczyna się nowa przygoda - Powiedziała do siebie
 Nie wiedziała, że dużo nie minęła się z prawdą.



***Jak na razie żadnej akcji nie ma bo musi być trochę tych rozdziałów wprowadzających, ale w następnych postaram się już ją wprowadzić. Zapraszam do komentowania!!




środa, 14 sierpnia 2013

Wstęp

Prolog




 Ania uważnie obserwowała Tarana najeżdżającego na stacjonatkę. Był bardzo zdolnym koniem, ale Klaudia, która go ujeżdżała nie radziła sobie z nim. Najazd nie miał szansy na powodzenie. Koń zatrzymał się przed przeszkodą a dziewczyna prawie z niego spadła.
 - Na dzisiaj koniec, ale jutro masz się bardziej starać - powiedział załamany Marcin. Był instruktorem jazdy w stajni Ani. Bardzo go lubiła - umiał ujrzeć w ludziach potencjał do jazdy konnej.
Ania została jeszcze chwile na placu. Na nogach poczuła chłodne powietrze. Zeszyt, który trzymała na kolanach ześlizgnął się z cichym paf. Dziewczynka nie podniosła go. Zamiast tego położyła się na ziemi i wpatrywała się  niebo. Po całym dniu w stajni dała odpocząć obolałym mięśniom. Dziś jeździła na Kanionie. Nie przepadała za nim, ale ktoś musiał się w końcu nim zająć, ponieważ od kiedy spadła z niego mała dziewczynka Marcin dał mu miesiąc przerwy. Jak przypuszczała zaczął wariować bo jego stado przebywało na padoku a on musiał się męczyć zamiast skubać zieloną trawę! 
 Ania spojrzała na zegarek. Minęła godzina! Z trudem wstała z ziemi i udała się do stajni. w stajni był Marcin. Stał przed boksem Wiktorii. Boks Był pusty. Klacz była koniem instruktora, która zachorowała na poważną chorobę i musieli ją uśpić. Ania miała okazję raz na niej jeździć i była to naprawdę dobra kobyłka.
- Przykro mi - były to szczere słowa 
- Wiem - Otarł ręką łzę - brakuje mi jej
I tak stali, aż nie zapadła ciemność i Ania musiała już jechać do domu.





***Oto pierwsza część mojej książki. Napiszcie komentarz, czy wam się podoba a na pewno zachęcicie mnie do dalszego pisania;)